Zachęta: Liliana Porter, Rechowicz/Smaga, Hiwa K
Nie było nas w Zachęcie od ponad roku. Ostatnie, co widzieliśmy, to Sarkis i „Tęcza anioła”, gdzie fotki na insta robiły się same, oraz wystawa surrealistycznego malarstwa Marii Anto, którą zabrałam do domu w formie książkowej, na pamiątkę. Wtedy był z nami nasz ultrafantastyczny syn, tym razem poszliśmy sami, ale chyba z nim wrócimy, bo w mailu do taty dopominał się ostatnio wyprawy do Zachęty. /na zdjęciu niżej: Brâncuşi Liliany Porter/
Ultrafantastyczny syn ma prawie 7 lat, pisze maile do taty ze swojego gmaila, którego zapragnął na 6. urodziny, a ja uwielbiam patrzeć, jak beztroskimi, dziecięcymi oczami chłonie to, co dorośli oklejają piórkami i przetrawiają tęgimi głowami, wciąż zbyt mało rozumiejąc. On rozumie, co chce i sprawia mu to przyjemność. Dzieci vs. sztuka to fascynujące połączenie!
Ultrafantastyczny syn ma prawie 7 lat, pisze maile do taty ze swojego gmaila, którego zapragnął na 6. urodziny, a ja uwielbiam patrzeć, jak beztroskimi, dziecięcymi oczami chłonie to, co dorośli oklejają piórkami i przetrawiają tęgimi głowami, wciąż zbyt mało rozumiejąc. On rozumie, co chce i sprawia mu to przyjemność. Dzieci vs. sztuka to fascynujące połączenie!
Liliana Porter: Sytuacje
kuratorka: Magda Kardasz
9.02–5.05.2019
9.02–5.05.2019
Zupełnie mi nieznana argentyńska artystka, dla której warto było odwiedzić Zachętę w bezcenny (bo bezdzietny i bo) weekend!
Podobają mi się w jej pracach: używane materiały, pomysłowość, swobodne wpasowanie w przestrzeń galerii i... poczucie humoru – nienachalne, choć to, co wykorzystuje w swojej sztuce, jest na granicy dobrego smaku. Mimo humoru, coś mnie jednak w tej sztuce niepokoi, a tak się składa, że uwielbiam się niepokoić.
A propos wykorzystania przestrzeni: spędziłam miło czas w towarzystwie pracowitych mikroludków, które malowały ściany, krzesła, świat.
Jeden nawet sprzątał, a w trakcie zamiatania wyszło mu coś ciekawego:
Mężowi szczególnie przypadła do gustu owca podziwiająca obraz Memlinga. Przyznam, miała coś w sobie. Obraz nazywa się „Portret mężczyzny z monetą”, a owca z obrazem to Sytuacja z portretem mężczyzny Memlinga.
A propos wykorzystania przestrzeni: spędziłam miło czas w towarzystwie pracowitych mikroludków, które malowały ściany, krzesła, świat.
Jeden nawet sprzątał, a w trakcie zamiatania wyszło mu coś ciekawego:
Mężowi szczególnie przypadła do gustu owca podziwiająca obraz Memlinga. Przyznam, miała coś w sobie. Obraz nazywa się „Portret mężczyzny z monetą”, a owca z obrazem to Sytuacja z portretem mężczyzny Memlinga.
Jak syn pozbędzie się okolicznościowego smarka i kaszelku, pobiegniemy w podskokach po dokładkę. Tym razem rodzinnie. Trzeba będzie tylko przemilczeć Striptiz z nazistą, za trudne. Do tłumaczenia za trudne – sama mam problem, żeby sobie wytłumaczyć, a co dopiero.
Rechowicz/Smaga: Koło
kuratorka: Katarzyna Kołodziej-Podsiadło19.01–17.03.2019
Twórczość Jana Smagi (rocznik '74), fotografa i grafika, poznałam jeszcze w liceum i gdzieś w tle bywał tu i tam, przez lata. W pamięci mam jego projekt „Skóry” (2007), poszukajcie w Google, naprawdę robi wrażenie na granicy wow i zrzygam się.
Na wystawie „Rechowicz/Smaga. Koło” Smaga występuje w duecie z Hanną Rechowicz – nietypowo, bo od wielu lat jego współtowarzyszką artystycznej podróży jest Aneta Grzeszykowska. Porozrzucali po ścianach, w niesamowitych, okrągłych ramach, poddane obróbce zdjęcia z domu Rechowicz przy Lekarskiej w Warszawie. Zdjęcia są na tyle niewielkie, że wymuszają na widzach skupienie (którego tego dnia zdecydowanie mi brakowało), a okrągły format pełnych chaosu zdjęć w połączeniu z metalowymi i skórzanymi ramami, robi wrażenie niepokojących treściowo szklanych medalionów.
Ciekawie zaaranżowana sala, skojarzyła mi się z królewskimi komnatami. Autorzy wystawy zwracają szczególną uwagę na to, jak mocno ramy korespondują z tym, co widzimy na fotografiach.
Hiwa K: Wysoce nieprawdopodobne, choć nie niemożliwe
kuratorka: Aneta Szyłak
19.01–28.04.2019
Po kurdyjsku hiwa to nadzieja, a Hiwa K to iracki Kurd, który kilkanaście lat temu uciekł do Europy, a dziś docenia go cały świat. Podobno. Tu czuję się bezbronna wobec własnej niewiedzy, więc przejdę dalej do tego, co też owy Hiwa tworzy. Wiem o nim tyle, że zajmuje się tematyką uchodźstwa, próbami odnalezienia się w obcej kulturze zachodniej, a w swoich instalacjach miesza życie codzienne ze wspomnieniami z dzieciństwa i zasłyszanymi fikcyjnymi historiami.
Przyznam, że nie mogłam się na tym skupić. Była to wystawa niełatwa w odbiorze, tematyka ani trochę mi bliska, a jedyne, co zwróciło moją uwagę, to dzwon i film o powstawaniu dzwona. Nie chciałam brnąć w wojnę, przemoc, przystosowywanie do trudnych warunków. Byłam na randce, dużo lepiej tego dnia trafiały do mnie lekkie „Sytuacje” Liliany Porter.
Najlepszym dowodem na moje niezaangażowanie jest fakt, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Przepraszam, Hiwa.
Najlepszym dowodem na moje niezaangażowanie jest fakt, że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Przepraszam, Hiwa.
Komentarze
Prześlij komentarz