O tym, jak w 2019 teatr zrobił mi dobrze

Tak, to było brakujące ogniwo w moim konsumowaniu kultury! W ostatnich 10 latach odwiedzałam właściwie tylko warszawski Teatr Muzyczny Roma. Były to wycieczki po zachwyt nad tym, jacy oni tam wszyscy zdolni, piękni, pracowici i jakie te obrazki ładne. Nie mogę chyba powiedzieć, że kocham musical całym sercem, ale bardzo lubię i doceniam – prawie zawsze spędzam z nim dobry, wartościowy czas. Uwielbiam piękne głosy i bajeczne scenografie. Jest uroczyście.



O teatrze NIEmusicalowym wiedziałam tyle, że jest klasyczny, szkolny i w dużym obszarze komediowy, a ja nie miałam ochoty ani na dramaty przerabiane w szkole (i na studiach), ani tym bardziej na współczesny teatralny humor, który widziałam kilka razy i bardzo mi było nieśmiesznie. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że istnieje teatralna awangarda, ale byłam przekonana, że jest ponura, przemądrzała, bełkotliwa i zupełnie nie dla mnie. Ignorowałam więc tę gałąź sztuki konsekwentnie i – jak mi się wydawało – słusznie, aż któregoś dnia przyszło mi do głowy, żeby zapytać moją przyjaciółkę, co takiego zachwyca ją w teatrze. Opowiedziała, dokąd chodzi, co widziała, dlaczego jej zdaniem warto, a chwilę później byłyśmy już na Kabarecie warszawskim” w Nowym.


Scenografia do pierwszych scen „Kabaretu warszawskiego” w Nowym Teatrze. Zaraz zacznie się dłuuuuuuugi spektakl, a wraz z nim moje teatralne przebudzenie :).

Sztuka Warlikowskiego trwała pięć godzin, które zleciały nie wiadomo kiedy, a ja wyszłam z Nowego z poczuciem, że zmarnowałam co najmniej pół życia na niechodzenie-do-teatru. Straszne, bo nadrobić się nie da – na szczęście w głowie, oprócz nieutulonego żalu, została pokrzepiająca myśl, że oto właśnie otworzyłam drzwi do tak-bardzo-nowego-wszystkiego, że nie mogę się doczekać, co będzie dalej! Wiecie, co było dalej? Wakacje. Martwy sezon. Perfekt tajming, Agato.

Na pocieszenie, tuż przed wakacyjną dziurą, zrealizowałam jeszcze dwa nietypowe punkty programu. Po pierwsze: w końcu odwiedziłam amatorski teatr Kontrapunkt, w którym od 20 lat gra mój serdeczny kolega z liceum, a ja widziałam tylko ich pierwszy spektakl. To oznacza, że od lat co najmniej dziewiętnastu wybierałam się do Natolińskiego Ośrodka Kultury, mimo że od dziesięciu mieszkam całkiem niedaleko. To nic, to nic – pierwszy punkt nadrabiania teatralnego życia zaliczony.


„Letni dzień” Mrożka w wykonaniu teatru Kontrapunkt (Natoliński Ośrodek Kultury), maj 2019.

Punktem drugim było spontaniczne wdepnięcie na randkę z mężem do Teatru Dramatycznego (siedziba w PKiN) na „Kinky Boots, czyli musical (to oni grają musicale??) polecany i uwielbiany przez moją znajomą z Wrocławia, której bliżej do Dramatycznego niż mnie – ja nie trafiłam tam nigdy wcześniej, mimo że w Warszawie mieszkam od urodzenia. W „Kinky Boots” barwną główną rolę gra fantastyczny Krzysztof Szczepaniak. Dużo lepszy warsztat wokalny mają co prawda ludzie z Romy, ale Lola wg Szczepaniaka była warta poznania.

Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu obejrzałam w Teatrze Studio (znowu PKiN) bardzo porządną wersję „Les Miserables” pod patronatem Romy w wykonaniu młodych zdolnych ze Śródmiejskiego Teatru Muzycznego, a potem przyszła jesień, a wraz z nią moje „sprawdzam!” dla duetu Jarzyna–Masłowska w TR Warszawa („Między nami dobrze jest”, „Inni ludzie” – ta druga sztuka dużo bardziej mi się spodobała: współczesny, hiphopowy spektakl, który czarował wizualnie, miał świetne tempo i rozczulił mnie językowo).

W 2019 pomocna okazała się również Ninateka – wartościowe miejsce w sieci, w którym czekała na mnie m.in. „(A)pollonia” Krzysztofa Warlikowskiego i teatralny awangardowy klasyk: „Umarła klasa” Kantora z 1976 roku. Lista rzeczy do obejrzenia w Ninatece wciąż pozostaje długa: czeka nie tylko więcej Warlikowskiego i Jarzyny, ale też Lupa, Klata i nawet czarno-biały Holołubek. Żałuję, że dział teatralny od dłuższego czasu nie jest rozwijany, bo jestem jak kwas nienasycony z obrazka, który swego czasu bardzo mnie rozbawił: klik.



Warlikowski zrobił na mnie na razie największe wrażenie, wypełnił lukę i od tego momentu dzieją się rzeczy dobre, a miejscami nawet niezwykłe. Spektakle w Nowym Teatrze to nie są rzeczy łatwe, ale po raz pierwszy od lat chce mi się słuchać i mam wrażenie, że poświęcenie uwagi temu specyficznemu skomplikowaniu przychodzi mi z lekkością i skupieniem, jakich nie miałam w sobie chyba nigdy wcześniej. Zupełnie przy okazji otworzyłam się na niewspółczesność, po kilkunastu latach wróciłam do mojej miłości – Hamleta, a na kindle'u czeka kolejka lektur uprzednio niepożądanych – nagle okazało się, że nawet Wolne Lektury mają mi coś do zaoferowania w 10-lecie obrony magisterki na polonie. Co więcej, mam ochotę oglądać tę nieszczęsną klasykę dramaturgii, z którą tak mi było przez lata nie po drodze, bo jestem ciekawa jej uwspółcześnionych wersji. Zobacz, głowo, co się dzieje, gdy pozwolę ci się otworzyć!

Rok zamknęłam elegancką pętlą – z mężem w Nowym, znowu na Warlikowskim i jego „Końcu. Ostatnie chwile tego spektaklu sprawiły, ze przy oklaskiwaniu wybornej ekipy Nowego Teatru grzecznie wstałam z krzesełka. To był dobry rok: odnalazłam nową przestrzeń, do której mogę uciekać przed szarą, arcynudną i mozolną codziennością.

Wygląda na to, że musiałam wziąć głęboki oddech po trzech cyklach edukacji literacko-kulturalnej (podstawówka, liceum, a potem jeszcze jeden i jeszcze raz na filologii polskiej). Odpoczęłam i okazało się, że teatr niewymuszony, dobrany według potrzeb, świadomy smakuje fantastycznie! W 2020 mam jeszcze kilka strategicznych miejsc do odwiedzenia – muszę się dowiedzieć, czego mi naprawdę potrzeba do mojego teatralnego szczęścia. Na razie dowiedziałam się, że współczesna awangarda to w istocie dość ponury i przemądrzały bełkot, ale jak to się szczęśliwie składa, że jest bełkotem w sam raz dla mnie!


Ten wpis powstał przede wszystkim ku pamięci, ale być może kogoś z Was zainspiruje do otwarcia się na to, co jakiś czas temu wydawało się nudne i bez sensu? 

Komentarze

  1. Tez widzialam w tym roku kinky boots, tyle ze w brytyjskim wykonaniu w Blackpool :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak fajnie :). Może to nie jest musical wszech czasów, ale naprawdę przyjemnie spędzony czas!

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Copyright © okołonotatki